W dzisiejszej
recenzji powrócimy do świata Schulza i jego Fistaszków. Wszystko
to za sprawą kolejnego tomu ,,Fistaszków Zebranych’’. Tym razem
z lat 1983-1984. Jest to moje drugie spotkanie z ulubionymi postaciami ostatnich kilku pokoleń.
Już jakiś czas
temu recenzowałem inny tom tej serii – lata 1977-’78. Nie
ukrywam, że marzy mi się skompletować całość, choćby po części
w języku angielskim. Niestety, Fistaszki po polsku kosztują
ok. 50-70 zł za numery dostępne obecnie, a te po angielsku są
jeszcze droższe. Dobrze, że przynajmniej wydaje się je w taki
sposób, iż warte są swej ceny. Względem poprzedniego czytanego
przeze mnie tomu, wygląd postaci się nie zmienił. Wyglądają tak
samo, i będą tak wyglądać aż do końca. Standardowo znalazło
się miejsce na mnóstwo pomniejszych opowieści, które jednak
łączą: baseball oraz Spike mieszkający na pustyni.Teoretycznie otrzymujemy setki króciutkich historii, w praktyce jednak są to 4 długie opowieści, które łączą się w jedną panoramę codzienności naszych ulubionych postaci.
(plansze z Alei Komiksu)
Niestety lekko
irytuje mnie jedna rzecz – dość często jakiś pasek jest przez 2
kadry przypomnieniem tego, co działo się w pasu wyżej. Niby
fajnie, bo jeżeli ktoś przegapił jakiś numer gazety, w której
ukazywały się Fistaszki, nie pogubi się w historii. Niemniej dla
kogoś czytającego całość pasków z jednego roku – jak ja –
jest to dość irytujące. Mimo wszystko da się do tego
przyzwyczaić. Opowiastki jak zwykle są przezabawne. Bardzo fajną
odskocznią są całostronicowe wydania weekendowe. Powiem szczerze,
że nie znalazłem więcej niż dwóch nudnych pasków. Nie sposób
nie uśmiechnąć się czytając, jak siostra Charliego uparcie
nazywa swojego niesłodkiego misiaczka – swoim Słodkim Misiaczkiem. Mimo że ten Misiaczek się nie pojawia, to i tak czujemy jego obecność, ale by to zrozumieć najlepiej jest zobaczyć to na własne oczy.
W tym tomie mamy
skomplikowany trójkąt miłosny – o Charliego rywalizują bowiem
aż dwie dziewczyny. Natomiast Spike – brat Snoopy’ego –
zakłada fanklub kaktusa i piastuje wszystkie stanowiska, ponieważ
jest jego jedynym członkiem. Poza tym większość historyjek
oscyluje wokół baseballa oraz skomplikowanych romansów. Bardzo
fajnie wypadły też wydania specjalne, gdzie jedna historyjka
zajmuje całą stronę. Czasem mam wrażenie, że najzabawniejsze są
te pozbawione słów, np. z samym Snoopy’m i tym, co on wyprawia. Kolejny wątek to coroczna niechęć do powrotu po wakacjach do wielomiesięcznej monotonii. Niby zna to każdy, ale lepiej jest o tym czytać, niż gdy musimy to przeżywać.
Recenzja ta jest tak
krótka, ponieważ historyjki niby się jakoś łączą, ale nie
stanowią 300-stronicowej całości, dlatego też trudno napisać
dłuższą opinię. Po prostu Fistaszki się albo kocha, albo
uwielbia. Forma jest bardzo przyjemna, bo cztery kadry to zamknięta
całość. Nie ma więc problemów ze zrozumieniem. Jedynie niektóre
żarty mogą sprawić trudność dla polskiego czytelnika, ponieważ
jedne żarty są zwyczajnie z nie naszego podwórka. Niemniej jest
ich jedynie kilka i bardzo łatwo jest zapomnieć o czymś, czego nie
zrozumieliśmy.
Komentarze
Prześlij komentarz