Dziś pokażę wam kupioną w salonie BookBook'a Ilustrowaną Edycję ''Gry o Tron'' George'a R. R. Martina
Książka: 1000 str., okładka twarda, szyty grzbiet
********************************************************
Wszystko tutaj zaskakuje. Nawet to, że mimo wymyślenia kilkunastu wątków i krain, nie łatwo się pogubić w fabule. Każda nacja wydaje się wywodzić z tego samego ''gatunku'', ale różnią się nie tyle jak ogień i woda, co jak powietrze i zorza polarna (więc bardzo). Trudno doszukać się - z wyjątkiem walki o władzę - jakichś schematów, czy spodziewanych zwrotów akcji. Jednak najlepiej jest mieć te 16 lat, zanim się zacznie przygodę z sagą Martina. Ci którzy czytali, wiedzą o czym mówię.
Gra o Tron – kto jej nie zna? Odpowiedź jeszcze 3 tygodnie temu byłaby prosta – ja, ale już nie jest. Tom inaugurujący sagę ,,Pieśń Lodu i Ognia'' w Edycji Ilustrowanej przeczytałem w około 18 dni (nie pamiętam dokładnie). Cóż mogę rzecz o czymś, co zna już (chyba) każdy na świecie? Bomba. Po prostu Bomba przez duże ,,B''.
Zanim bardziej szczegółowa recenzja, to najpierw krótki opis fabuły. Siedem królestw ma swoich Lordów. Pieczę nad nimi sprawuje Król Siedmiu Królestw – Robert. Na północy spokojny żywot wiedzie ród Starków. Na ich terenie znajduje się też Mur – jedyna bariera przed Innymi z północy. Południem zaś rządzi ród Baratheonów... ale tylko z pozoru. Tak naprawdę władzę sprawuje żona króla – Cersei z rodu Lannisterów. Pragnie ona, aby Robert jak najszybciej ''kopnął w kalendarz'', a nowym władcą został jej syn – Joffrey.
Wydaje się, że historia to od taka sobie powieść z wątkiem historycznym i walką o władzę, ale sprawy komplikują się, gdy okazuje się że lato dobiega końca. Wprawdzie zalicza się do fantastyki, mamy tam smoki, czy wymyślone realia i świat przedstawiony, jednak na jedną rzecz watro zwrócić szczególną uwagę. Mamy smoki, ale NIE MAMY MAGII. Nie mam nic przeciwko magii w książkach (tym bardziej fantasy, bo to jej cecha rozpoznawcza), ale jestem pod ogromnym podziwem i ''chylę czoło'' przed panem Martinem.
Wszystko tutaj zaskakuje. Nawet to, że mimo wymyślenia kilkunastu wątków i krain, nie łatwo się pogubić w fabule. Każda nacja wydaje się wywodzić z tego samego ''gatunku'', ale różnią się nie tyle jak ogień i woda, co jak powietrze i zorza polarna (więc bardzo). Trudno doszukać się - z wyjątkiem walki o władzę - jakichś schematów, czy spodziewanych zwrotów akcji. Jednak najlepiej jest mieć te 16 lat, zanim się zacznie przygodę z sagą Martina. Ci którzy czytali, wiedzą o czym mówię.
Kilka słów o Edycji Ilustrowanej. Od razu mówię, jest ona PRZEPIĘKNA. Papier na którym wydrukowano tekst, oraz prześliczne ilustracje ma AŻ 80 g/m2. Oznacza to, że strony są zrobione z AŻ DWA RAZY (!) grubszego papieru niż np. ''Starcie Królów'' w okładce filmowej. Z tond też wynika pewien paradoks, bowiem Gra o Tron liczy sobie 1001 stron, a zaś wspomniane już Starcie Królów liczy ich 1020, jednak z uwagi na grubość papieru, to Gra o Tron jest grubsza (!) i to o niemal 1/3 objętości (obie książki mam w twardych okładkach).
Wracając jeszcze do opisów, to powiem szczerze, że gdybym miał dostępną tylko Edycję Ilustrowaną i tylko opis z okładki (nowa książka jest zafoliowana) oraz był kompletnym nerdem, który nic nigdy nie słyszał o GoT 'cie, to najpewniej nie zaciekawiła by mnie ona, jednak tak się nie stało, bowiem znałem już opisy ze starszych wydań. (W sumie napisanie nowego opisu okładkowego było zrozumiałe, bo na przykład opis z okładki Starcia Królów zdradza nam prawie połowę wydarzeń z Gry o Tron.
Ważnym, a nawet najważniejszym aspektem tej edycji są oczywiście ilustracje, za które odpowiadają rysownicy tacy jak: Gary Gianni, Ted Nasmith, czy Levi Pinfold oraz grono innych. W prawdzie grafik w kolorze mamy jak na lekarstwo, jednak niektóre z czarno-białych – a zwłaszcza przedstawiające zamki/rzeźby – również zapierają dech w piersiach. Warto również zaznaczyć, że rysunki – a dokładniej ilustracji – wspaniale wkomponowują się w świat przedstawiony w serialu (najbardziej podobny jest wg. mnie Tyrion).
Podsumowując, Grę o Tron zna praktycznie każdy, więc mówienie iż warto po nią sięgnąć z uwagi na ogromną ilość akcji, spisków, intryg czy nieprzewidywalnych momentów – co zresztą jest w 100% prawdą – nie ma zwyczajnie sensu. Sens ma natomiast powiedzenie, że warto kupić tę edycję ilustrowaną właśnie dla tych ilustracji. Grafiki są po prostu piękne, a okładka ma wzory tłoczone z obu stron, a nawet na grzbiecie. Nowa czcionka jest większa od tych z poprzednich wydań. Dodatkowo zupełnie nowi fani po przeczytaniu tego (nowego) opisu z okładki nie zaspoilerują sobie znacznej części fabuły. Książkę ocenia na 8.6/10 i śmiało mogę zapewnić, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z tym autorem i tą sagą.
PONIŻEJ KILKA ZDJĘĆ Z WNĘTRZA:
PONIŻEJ KILKA ZDJĘĆ Z WNĘTRZA:
---------------------------------------
Nowy
wpis z Tygodnia z
Martinem
już w PIĄTEK!
Jak ci się podoba ta wersja książki?warto ta wersję kupić?
OdpowiedzUsuńPrezentuje się przepięknie. Jednak format może przeszkadzać w czytaniu, niemniej jednak polecam
Usuńa beda w Polsce kolejne wersje ilustrowane
OdpowiedzUsuńna razie anie w Polsce, ani za granicą nie są przewidziane. To jest wydanie jubileuszowe.
Usuń