Przejdź do głównej zawartości

Dlaczego ,,STWÓRCA'' to najlepsza książka 2018?

Opowiem dziś o naprawdę niesamowitym komiksie, który skończyłem czytać kilka dni temu. Przepraszam też za bardzo małą aktywność na blogu w poprzednim miesiącu, niemniej zwyczajnie nie miałem o czym pisać, bo zaczynałem kilka książek, ale ze skończeniem ich było już gorzej, stąd też ten zastój. Niemniej pisana dziś recenzja nie jest nawet jedyną, która ukaże się w tym tygodniu, więc można rzec, że jest lepiej.


Najlepsza powieść graficzna, jaką czytałem w ostatnich latach –
tak brzmi rekomendacja Neila Gaimana, którego ,,Amerykańskich Bogów’’ wręcz ubóstwiam. Mimo wszystko do takowych rekomendacji podchodzę z dystansem. Robię tak, ponieważ w ilości książek z ‘polecajką’ George’a R.R. Martina można się zanurzyć i utopić. Wydawcy prawdopodobnie uważali podobnie, bo rekomendacja znajduje się właśnie na tylnej stronie okładki. Tym samy genialnie wyglądający front nie został zepsuty jakimś zdaniem typu >> ,,Niesamowite’’ - The Times <<, które często psują kunsztownie wykonaną grafikę na przodzie.

Starczy już tego zachwycania się okładką i samym wydaniem, któremu niczego zarzucić nie można. Nawet grzbiet został utrzymany bardzo klimatycznie, jednak naprawdę wystarczy już opisywania okładki.

Ogromnym zdziwieniem było to, że niby czytałem komiks, ale czułem się jakbym rzeczywiście
czytał, a nie oglądał obrazki. Nie chcę wywoływać tutaj teorii (z którą się zresztą kompletnie nie zgadzam), która mówi, iż komik nie jest książką. Chciałem tu jednak zaznaczyć, że czytając ,,Konana Barbarzyńcę’’ oraz ,,Wiedźmina’’ w wersji komiksowej czułem jakąś dziwną pustkę. Nie mogłem zrozumieć zachować tych postaci oraz samych historii, które wydawały mi się niesłychanie płytkie i pozbawione miejscami sensu. Zwłaszcza kiego nadchodziło zakończenie. W ,,Stwórcy’’ natomiast jest NAPRAWDĘ inaczej. Może odpowiedzialną za to jest długość komiksu, gdyż ma on blisko 500 stron, w konsekwencji czego fabuła jest naprawdę rozbudowana. Powiedzieć można, że przecież wydanie zebrane komiksów o Geraldzie też cienkim zeszytem nie jest, niemniej jest to właśnie wydanie zebrane, więc mamy tam kilka historii, a nie jedną, ciągle tę samą.

Stali (i wytrwali) czytelnicy bloga wiedzą, że nie czytałem wiele komiksów i w zasadzie dopiero odkrywam ten gatunek, niemniej wspomniałem już, że uważam, iż powieść, komiks i dramat – wszystko to są książki. Musiałem to zaznaczyć chcąc powiedzieć o nieszablonowości ,,Stwórcy’’. W tym miejscu dobrze byłoby bezspoilerowo streścić fabułę. Otóż głównym bohaterem ,,Stwórcy’’ David Smith, ale nie ten sławny rzeźbiarz, tylko ten drugi, młody, ale już po spektakularnym upadku. Brak gotówki, brak rzeźb, groźba eksmisji – to sprawia, że David decyduje się podpisać pakt ze Śmiercią, który daje mu możliwość wykreowania czegokolwiek gołymi rękoma. Niestety tylko przez 200 dni. Potem zginie. Po drodze napotyka na wiele zaskakujących momentów i innych komplikacji, które sprawiają, że sama historia kilkanaście razy przechodzi z realnej w nieprawdopodobną, i odwrotnie.

Śmierci nie da się oszukać. Dodatkowo dusza artysty sprawia, że nasz bohater nawet nie zastanawia się nad inną, może nawet bardziej kuszącą propozycją. David zaczyna rzeźbić, jednak wizja końca nigdy nie była tak bliska, dopóty, dopóki nie poznał Meg…


Bohaterowie w tymże komiksie są niesamowicie realistyczne; w żadnym wypadku nie przerysowane bądź szablonowe. Dialogi też mają swój urok. Mamy tu sporo mowy potocznej oraz całkowity brak narratora, który mówiłby co się stało wcześniej. Nasz bohater sam nam o tym opowiada, jednak na końcu i tak nie wiemy wszystkiego z jego przeszłości. Bardzo intrygującym zabiegiem było przedstawienie wspomnienia, wyjaśniającego przyczynę spektakularnego spadku ze szczytu kariery, za pomocą jednego tylko kadru i to umieszczonego w środku innej akcji. Nie jest to jednak jednorazowy zabieg. W komiksie tym mamy wiele momentów, które wymagają od nas dobrego zapamiętania tego, o czym już przeczytaliśmy, i połączenia wielu wątków. Sam dopiero za trzecim razem pojąłem o co chodziło z pewną czapką…

Od razu mówię, że próba przeczytania komiksu w jeden dzień będzie złą, bowiem warto poświęcić mu więcej czasu. Sam czytałem go 4 dni. Bardzo się z tego cieszę, gdyż miałem czas na przeanalizowanie tego o czym już czytałem. Zaczynając zaś czytanie kolejnego dnia, wracałem i jeszcze raz czytałem kilka poprzednich stron, aby ponownie wkręcić się w akcję. Myślę, że inaczej również mógłbym nie w pełni pojąć fenomen tej powieści graficznej.

Omawiając fabułę i postaci mogę przejść do tego, jak została ona przedstawiona. Mamy tutaj z pozoru zwyczajną kreskę, czasem postaci robią lekko większe oczy, jednak z mangami nie ma to nic wspólnego. Mamy tu natomiast genialną grę światłocieniem, który zawsze idealnie buduje klimat. Jak widać, czarno-biały komiks może być lepiej narysowany od niejednego kolorowego brata. Sceny w kanałach oraz genialne ukazywanie nastroju za pomocą np. deszczu sprawiają, że komiks ten niczym nie różni się od dokładnych opisów powieściopisarzy. Sama okładka ukazuje już z jaką dokładnością autor stara się przekazać czytelnikom o czym jest historia Davida.
Jest ona też narysowana z niesamowitą drobiazgowością. Zwykle na stronie w komiksie znajduje się od 3 do 5-6 kadrów. Tutaj miejscami jest ich nawet 30, albo i więcej. Wszystkie jednak są potrzebne, a ich dokładne przeanalizowanie zdecydowanie poszerza nasze pole pojmowania tej opowieści. Można stwierdzić, że autor o niczym nie zapomniał.

Zakończenie – o nim muszę trochę powiedzieć. Oczywiście nie będzie w nim spoilerów. Pozorny happy end szybko przeistacza się w przykrą rzeczywistość i czytelnik nie może z nią nic zrobić – to było w zakończeniu najgorsze. Niby gdzieś tam dawano nam nadzieję, ale… no właśnie,
ale wyszło jak zawsze. Jeśli miałbym porównać te zakończenie z innym, to chyba najprędzej z tym z ,,Małego Życia’’. Wiem, że często odwołuję się to tego tytułu, ale jest to naprawdę osobliwa powieść. Notabene obydwie dzieją się w Nowym Jorku, stąd te porównanie może być słuszne.

Skoro już o porównaniu z ,,Małym Życiem’’ mowa, nie sposób pominąć to, jakie realia ukazuje ,,Stwórca’’. Niesprawiedliwość i zawód – właśnie te dwie domeny najczęściej przewijają się przez kolejne kartki recenzowanego właśnie komiksu. Tej historii zdecydowanie nie czyta się dla relaksu. Wymaga wielu przemyśleń i niebywałej uwagi podczas czytanie. Co ciekawe, mimo wszystko znalazło się w niej też miejsce na kilka żartów i innych zabawnych anegdot. Dowodzi to tylko o wielowymiarowości wykreowanych przez Scotta McClouda postaci.

Tym, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej jest posłowie, które ukazuje poniekąd dlaczego ten komiks był tak smutny i nostalgiczny. To, co przeszła rodzina autora nie jest ani trochę zabawne czy nawet normalne. Wszystko to daje możliwość do przeprowadzenia interesującej kolaudacji wśród czytelników.

I właśnie to sprawia, że Neil Gaiman miał rację. To naprawdę najlepszy komiks jaki czytałem. I póki co najlepsza książka 2018 r.

Komentarze

  1. Cieszę się, że aż tak bardzo Ci się podobało ,jednak komiks to nie moja bajka. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam komiksy, ale nadal na półce książki wołają o przeczytanie :)

    Pozdrowienia!
    rozchelstanaowca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Inne ciekawe artykuły

100 NAJŁADNIEJSZYCH OKŁADEK (EDYCJA 2017)!

Mamy Nowy Rok, a jak wiadomo, jaki nowy rok, taki cały rok. Czy książkoholik może zacząć go lepiej, niż od przepięknych okładek? W każdym razie ja nie, dlatego przygotowałem listę 100 NAJŁADNIEJSZYCH OKŁADEK z (nie tylko) 2017 . Nie tylko, bo chyba 9 tytułów pochodzi z poprzednich dwóch lat, ale są tak piękne, że nie mogło ich tu zabraknąć :-) Nie miałem pomysłu na żaden sensowny podział, bo każda z tych okładek podoba mi się tak, że musiałbym robić często ex aequo, więc wyszłoby albo mniej, albo więcej niż 100 pozycji. Dlatego jedyny podział to: okładka miękka; okładka twarda + zintegrowana oraz kilka pozycji po angielsku. (jeśli książkę wydano i w miękkiej, i w twardej okładce, to pokazana zostaje w twardych; wiadomo, #teamtwardaokladka zobowiązuje) Występuje tu kilka serii, gdzie np. jeden tom wydano w 2016, a drugi w 2017 oraz gdzie kilka niezwiązanych ze sobą książek wydano w jednakowej szacie graficznej (np. Gaiman od Maga). Nie sugerowałem się też tym, czy dana książka

Koszmarny Karolek. 5 książek - 11 części

Ostatnio bezcelowo przechadzałem się po mieście i postanowiłem wstąpić do okolicznego "Book Book'a". Jak prawdziwy książkocholik wyszedłem nie z jedną czy dwoma, ale pięcioma książkami Francesci Simon z serii "Koszmarny Karolek". Koszmarny Karolek i kino grozy   Tym razem Karolek postanawia nakręcić własny film grozy! Niestety na identyczny pomysł wpada Wredna Wandzia, więc  prawdziwy horror przeplatany gagami toczy się  w rzeczywistości w domu Karolka. Francesca  Simon w błyskotliwy sposób opisuje historie z  życia Karolka, bawiąc i rozśmieszając zarówno  dzieci jak i ich rodziców. Książka - 104 str. okładka miękka, klejony grzbiet. Opis z okładki Cena 17.90  ----------------- Krótka recenzja:     Nikomu nie trzeba chyba przedstawiać Koszmarnego Karolka, ani Doskonałego Damianka.     Najnowsza część mogłaby być tylko grubsza. Jedynie 5 historyjek to moim zdaniem stanowczo za mało. Tym ra

Dziennik Cwaniaczka 11 części

Tydzień temu za naprawdę śmieszne pieniądze kupiłem 10 części sagi "Dziennik Cwaniaczka''. Po 2-ch dniach dokupiłem jeszcze ,,Zrób to sam!'' Każda książka:  miękka oprawa, klejony grzbiet, wewnątrz całkiem dużo czarno-białych rysunków autora. Krótka recenzja  całego cyklu: Mogłem napisać po 3- 4 zdania do każdej części po kolei, ale zdecydowałem się na ogólny opis całego cyklu, gdyż tylko tak mogłem uniknąć spoilerów. *** Jeff Kinney świetnie pokazał współczesne problemy młodego gimnazjalisty. Greg jest po prostu pechowcem i  że się tak wyrażę ''życiowym przegrywem''. Wyśmiewany przez rówieśników i (chodź nie specjalnie) również przez nauczycieli Greg stara się zostać zapamiętany jako Super Gość. Niestety nie pomaga mu w tym nawet czarna skórzana kurtka.... Kiedy wydaje mu się, że jest upokorzony po wsze czasy nadarza się okazja na odbicie się od dna; i to wcale nie kolejna próba podpięcia się pod ''prestiż'' R