Przejdź do głównej zawartości

ŚWIAT LODU I OGNIA - czyli najładniejsza książka na polskim rynku

Na tydzień przed premierą ostatniego odcinka 8. sezonu ,,Gry o Tron’’, i ok. 7-8 godz. przed premierą odcinka przedostatniego, przygotowałem recenzję kolejnej książki George’a R.R. Martina. Tym razem jednak nie jest to kolejny tom Pieśni Lodu i Ognia, a coś wyjątkowego - ,,Świat Lodu i Ognia’’, czyli nieznana historia Westeros oraz Gry o Tron.



Książka jest swoistą encyklopedią wiedzy o nie tylko siedmiu królestwach, ale przede wszystkim kompendium wiedzy o wszystkich krainach, do których kiedykolwiek dotarli maestrzy i mistrele. Pretenduje też do miana podręcznika do historii i geografii w siedmiu królestwach. Skądinąd mówi ona, że tak naprawdę nazwa Siedem Królestw jest błędna, gdyż nie wlicza się w poczet siedmiu królestw Dorne oraz Krainy Korony, które stanowią swego rodzaju oddzielną krainę Westeros.

Jeśli chodzi o treść merytoryczną, to mamy tutaj dwie płaszczyzny. Pierwszą jest część mówiąca o panowaniu smoków, o Podboju Aegona, o Andalach i Dzieciach Lasu oraz Pierwszych Ludziach, a także o rebelii Roberta. Ponadto zawiera istotne informacje o początku znanego świata i pierwszych istotach, które zamieszkiwały dawniej krainy Westeros, Essos, Sothoryos i niezliczonej ilości wysp. I to właśnie jest część, co do której treści nie mam zastrzeżeń. Pierwsze 250 stron książki napisano naprawdę starannie. Przybliżono drobiazgowo każdą z krain Westeros oraz bardzo dokładnie streszczono kolonizację przez smoki. Ponadto jest to jedyna książka, któa naprawdę przybliża to, co działo sięprzed Podbojem oraz opowiada o Dzieciach Lasu i ich przyjaźni z olbrzymami. Napisano ją z niesłychaną wręcz pieczołowitością i zawiera ona też najwięcej najpiękniejszych grafik (do któych jeszcze nawiążę w tej recenzji). Aczkolwiek początki, czyli Historia Starożytna, to rozdział, które czytało mi się dość opornie. Era Świtu i przybycie Pierwszych Ludzi nie zostały bowiem opisane tak szumnie, jak się spodziewałem. To też stało się powodem, dlaczego po przeczytaniu ok. 30 stron porzuciłem dalsze czytanie tejże książki na prawie rok. Na szczęście nowy sezon serialu znowu obudził we mnie miłość do tego uniwersum, dzięki czemu powróciłem do ,,Świata Lodu i Ognia’’. I byłą to decyzja jednoznacznie słuszna. Wtedy bowiem rozpocząłem czytanie od Podboju. Wtedy również zaczęły pojawiać się w tekście wzmianki o tym, co pojawiało się w książkach i ekranizacji. Poza tym któż nie lubi dynastii Targaryenów – chyba nie ma takich osób; ewentualnie były, ale spłonęły. Nie miałem jeszcze okazji zapoznać się z ,,Ogniem i Krwią’’, ale na pewno porównam wtedy opisy królów w tamtej książce, z tymi tutaj. Co jednak zrozumiałe, te w ,,Świecie Lodu i Ognia’’ ograniczają się do kilkustronicowych przybliżeń sylwetek władców od Aegona I do Aerysa II – tym samym możemy rozszerzyć swoją wiedzę o postaci, które nie znalazły się w pierwszym tomie ,,Fire and Blood’’.


Co najlepsze – w tej książce omówiono też różnorakie poboczne wątki, którym w głównym cyklu poświęcono najwyżej pojedyncze wzmianki. Tutaj zaś mamy nawet szczegółowy opis Roku Fałszywej Wiosny, który okazał się przełomowym momentem dla rebelii Roberta. Swoją drogą dzięki zapoznaniu się z tą książką przestałem postrzegać Roberta jako grubego pijaka, który nie zasługiwał na tytuł rycerski - o królewskim nie wspominając. Ponadto warto wspomnieć o tym, jak przedstawiono tutaj każde z królestw. Każdemu bowiem poświęcono oddzielny podrozdział i przybliżono jego lokację, zasoby, dobra oraz mieszkańców; nie zapomniano też o ważnych szczegółach. Jednym z nich jest na przykład fakt, iż Północ wcale nie stanowi więcej niż połowę Westeros. W rzeczywistości zajmuje mniej niż 1/3 powierzchni krainy. Oprócz wymienionych przeze mnie wyżej rzeczy, w każdym podrozdziale opisano historię krainy od pierwszych władców, aż do obecnie rządzących rodów. Na duży plus zasługuje drobiazgowe podejście do każdej krainy, nie tylko tych największych jak Północ czy Krainy Zachodu. Cieszy mnie to bardzo, albowiem moją ulubioną krainą jest Dorne i niezmiernie byłem zadowolony, mogąc poznać wiele szczegółów o tym rejonie, o których nie wspominano dotąd inaczej niż szczątkowo.

Później mamy ok. 25 stron dotyczących Wolnych Miast. Jest to początek drugiej (ale stanowiącej ledwie trochę ponad 50 stron) części historii świata. Dotyczy on Essos oraz przeróżnych innych krain – innych niż Wolne Miasta. Jako że o Lorath, Norvos, Qohor, Swarliwych Córkach, Pentos, Volantis i Braavos maestrzy wiedzą najwięcej, dlatego też są to ostatnie szczegółowe rozdziały tej książki. Jest tu więcej faktów niż domysłów. Łatwiej też było sprawdzić autentyczność niektórych podań, gdyż między Wolnymi Miastami a Westeros krążą regularnie statki kupieckie. Stamtąd też przywędrowali Andalowie, gdy dwa kontynenty były jeszcze połączone lądowym mostem – który zniknął setki lat temu. Co do wartość merytorycznej tych rozdziałów również nie mam zastrzeżeń. One także są kopalnią wartościowych informacji dla fanów ,,Gry o Tron’’ i całego uniwersum.

Potem jest już jednak gorzej. Ostatnie bowiem 50 stron książki to szczątkowe informacje, w zasadzie przede wszystkim domysły i legendy, o krainach baaardzo odległych. Są wśród nich co prawda takie jak część o Sothoryos, gdzie dotarły nawet smoki, ale był to w tym wypadku jednorazowy przypadek. Jednak pierwsze 20 stron rozdziału ,,Poza Wolnymi Miastami’’ jest jeszczez w miarę dokłądnie przygotowanych i widać, że nie pisał tego jeden maester. Przybliżono sylwetki Ludzi Bez Twarzy oraz Czerwonych Kapłanów, za sprawą czego rozwiano kilka mitów na ich temat.

Niestety później wiedza do opisania krain jeszcze odleglejszych pochodzi przede wszystkim od Lomasa Obieżyświata. On to bowiem był jedynym, który dotarł np. do Leng, czyli naprawdę odległej krainy, której mieszkańcy na pewno nie spotkali smoków ani nie dotarli do Westeros. Jednak jeszcze przed Leng mamy strzępki informacji o innych krainach, które niestety są jedynie strzępkami. Szkoda, bo przykładowo Asshai przy Cieniu to naprawdę mroczna i intrygująca kraina, o której chciałbym się jeszcze czegoś dowiedzieć – niestety, jest ono końcówką znanego nam świata, gdzie docierają co prawda statki kupieckie, ale nie z Westeros, a ci, którzy wyruszyli, już nie wrócili.


Akurat przykład Asshai przy Cieniu jest fragmentem napisanym interesująco i przede wszystkim dobrze. Poprzednie niestety są tylko fragmentami różnych dzieł pojedynczych maerstów oraz minstreli, którzy swoją wiedzę natomiast opierają na legendach. Co jednak najbardziej mnie zirytowało, to to, iż są to jakieś krainy, o których nie ma ani słowa w głównym cyklu. Ba, nie padają nawet ich nazwy. Nie wiem rzez to, czy to wymysły George’a R.R. Martina, czy niezrealizowane pomysły, dla których nie znalazł on miejsca w głównym cyklu. Czy są potrzebne – polemizowałbym. Z jednej strony nie, bo nikt o nich nigdy nie wspominał, z drugiej zaś stają się miejscem, gdzie mogą rozwijać się kolejne fanowskie teorie oraz są miejscem, którego jeszcze n9ei znamy, i którego nie poznamy, gdy skończy się ,,Gra o Tron’’. Tym samym nie pogardziłbym jakimiś opowiadaniami umiejscowionymi w tamtych miejscach. Sam kontynent Essos jest przecież tak wielki, że niepodobna, aby został zwiedzony i poznany w stu procentach. Co z kolei sprawia, że jest jeszcze wiele do odkrycia.

W dotychczasowej części recenzji posługiwałem się konkretnymi liczbami stron, jednak mogłoby się wydawać, iż 20 czy 50 stron to mały – otóż nie w tym przypadku. Tekstu bowiem jest mnóstwo. Czcionka zaś jest tak mała, ze spokojnie zmieszczono dwie kolumny testu na każdej ze stron, co przekłada się na, niestety, wydłużony czas potrzebny, aby zapoznać się z treścią całej książki. Ponadto wydłużają go liczne wtrącenia, które z kolei rozciągają się na całą szerokość stron i które zapisano w specjalnych ramkach. Tak więc chcąc przeczytać tę pozycję warto uzbroić się w zapas wolnego czasu, bo, mimo że ma ona mniej niż 315 stron, nie przeczytamy jej w tydzień.

Skądinąd przeczytanie jej w tydzień nie sprawiłoby mi żadnej satysfakcji - oznaczałoby to bowiem, że jedynie przez kilka sekund spoglądałbym na ilustracje. A tych jest w książce blisko 200. I nie są to jakieś małe grafiki w rogach (tzn. takie również się tu znajdują, ale wtedy mamy ich na stronie np. 2 lub 3), a przepiękne grafiki na pół strony, czasem jedną a nawet całe dwie. Ich styl jest niezwykły. W kilkudziesięciu przypadkach wydawało mi się, że patrzę na grafikę komputerową zamiast na rysunek; kilkakrotnie zaś byłem pewien, że podziwiam zdjęcie, ale statki rodem ze średniowiecza uświadamiały mnie, iż oglądam ilustrację, nie zaś fotografię. Zwykle ilość nie równa się jakość. Może rzeczywiście byłoby też w tak w tym przypadku, jednak tutaj za grafiki odpowiada nie jednak osoba, a aż 27 osób – co sprowadza się do tego, że mamy mnóstwo różnych stylów i sprawia, że naprawdę nie wyobrażam sobie, jak można by nie zafascynować się tymi ilustracjami.


Na koniec chciałbym poruszyć kwestię ceny. Czy niespełna 70 zł to odpowiednia cena za tę pozycję? Według mnie jest to nawet zbyt mało. Mając tę książkę w rękach i oglądając jej zawartość na żywo wiele osób dochodzi do tego samego wniosku – ta pozycja warta jest każdych pieniędzy. Naprawdę fantastycznie, że ukazała się ona w języku polskim, bo nie potrafię jej porównać do jakiejkolwiek innej książki wydanej na naszym rynku. Nawet ,,Atlas Tolkienowski’’ wydaje się przy niej tracić wszelkie swoje atuty, za które tak go lubię. To po prostu fantastyczna książka przepełniona przepięknymi ilustracjami i będąca bezprecedensowym opus magnum każdego prawdziwego fana uniwersum George’a R.R. Martina.

(zdjęcia z Empik.com, tam bowiem były w najlepszej jakości, a tylko tak mogłem przynajmniej w niewielkim stopniu ukazać piękno tego, jak ta książka została wydana)

Komentarze

Inne ciekawe artykuły

100 NAJŁADNIEJSZYCH OKŁADEK (EDYCJA 2017)!

Mamy Nowy Rok, a jak wiadomo, jaki nowy rok, taki cały rok. Czy książkoholik może zacząć go lepiej, niż od przepięknych okładek? W każdym razie ja nie, dlatego przygotowałem listę 100 NAJŁADNIEJSZYCH OKŁADEK z (nie tylko) 2017 . Nie tylko, bo chyba 9 tytułów pochodzi z poprzednich dwóch lat, ale są tak piękne, że nie mogło ich tu zabraknąć :-) Nie miałem pomysłu na żaden sensowny podział, bo każda z tych okładek podoba mi się tak, że musiałbym robić często ex aequo, więc wyszłoby albo mniej, albo więcej niż 100 pozycji. Dlatego jedyny podział to: okładka miękka; okładka twarda + zintegrowana oraz kilka pozycji po angielsku. (jeśli książkę wydano i w miękkiej, i w twardej okładce, to pokazana zostaje w twardych; wiadomo, #teamtwardaokladka zobowiązuje) Występuje tu kilka serii, gdzie np. jeden tom wydano w 2016, a drugi w 2017 oraz gdzie kilka niezwiązanych ze sobą książek wydano w jednakowej szacie graficznej (np. Gaiman od Maga). Nie sugerowałem się też tym, czy dana książka

Koszmarny Karolek. 5 książek - 11 części

Ostatnio bezcelowo przechadzałem się po mieście i postanowiłem wstąpić do okolicznego "Book Book'a". Jak prawdziwy książkocholik wyszedłem nie z jedną czy dwoma, ale pięcioma książkami Francesci Simon z serii "Koszmarny Karolek". Koszmarny Karolek i kino grozy   Tym razem Karolek postanawia nakręcić własny film grozy! Niestety na identyczny pomysł wpada Wredna Wandzia, więc  prawdziwy horror przeplatany gagami toczy się  w rzeczywistości w domu Karolka. Francesca  Simon w błyskotliwy sposób opisuje historie z  życia Karolka, bawiąc i rozśmieszając zarówno  dzieci jak i ich rodziców. Książka - 104 str. okładka miękka, klejony grzbiet. Opis z okładki Cena 17.90  ----------------- Krótka recenzja:     Nikomu nie trzeba chyba przedstawiać Koszmarnego Karolka, ani Doskonałego Damianka.     Najnowsza część mogłaby być tylko grubsza. Jedynie 5 historyjek to moim zdaniem stanowczo za mało. Tym ra

Dziennik Cwaniaczka 11 części

Tydzień temu za naprawdę śmieszne pieniądze kupiłem 10 części sagi "Dziennik Cwaniaczka''. Po 2-ch dniach dokupiłem jeszcze ,,Zrób to sam!'' Każda książka:  miękka oprawa, klejony grzbiet, wewnątrz całkiem dużo czarno-białych rysunków autora. Krótka recenzja  całego cyklu: Mogłem napisać po 3- 4 zdania do każdej części po kolei, ale zdecydowałem się na ogólny opis całego cyklu, gdyż tylko tak mogłem uniknąć spoilerów. *** Jeff Kinney świetnie pokazał współczesne problemy młodego gimnazjalisty. Greg jest po prostu pechowcem i  że się tak wyrażę ''życiowym przegrywem''. Wyśmiewany przez rówieśników i (chodź nie specjalnie) również przez nauczycieli Greg stara się zostać zapamiętany jako Super Gość. Niestety nie pomaga mu w tym nawet czarna skórzana kurtka.... Kiedy wydaje mu się, że jest upokorzony po wsze czasy nadarza się okazja na odbicie się od dna; i to wcale nie kolejna próba podpięcia się pod ''prestiż'' R