Dzisiaj recenzja troszkę starszego tytułu i wyjątkowo nie współpracy.
Tak dobra jak ,,Filary Ziemi''?
Po ,,Katedrę w Barcelonie'' chciałem sięgnąć od kiedy zobaczyłem to piękne wydanie w twardej okładce, które wyszło przy premierze kontynuacji tej monumentalnej powieści. Nowe wydanie jest jednak nie tylko piękne, ale również dość drogie, przez co odwlekałem w czasie jego zakup. Jak wiecie, jestem też wielkim fanem ,,Filarów Ziemi'' Kena Folletta. I właśnie tak doszło do tego, że pożyczyłem ,,Filary...'' za ,,Katedrę...'' Czy było warto? I ile katedry było w samej ,,Katedrze...''?
,,Katedra w Barcelonie'' to - licząca 700 stron - powieść opowiadająca historię dwóch pokoleń rodziny Estanyol: ojca i syna. Prócz bardzo bolesnego okresu dorastania młodego Arnau, mamy tu również kilkanaście wątków pobocznych jak np. historia jego dawnej miłości, adoptowanego brata, czy matki. Wszystko to przewija się w scenerii przepięknej Barcelony epoki średniowiecza. W tle mamy ukazane dwie ogromne budowy - katedrę Barcelońską oraz Kościół Santa Maria de la Mar - Kościół Matki Boskiej od Morza.
Książka ta jest genialną powieścią, jeśli chodzi o ukazanie średniowiecznych realiów. Nie wiem skąd autor zaczerpnął niektóre informacje, ale wszystko co tu napisano brzmi bardzo wiarygodnie, mimo, że czasem wręcz nieprawdopodobnie.
Byłem pod ogromnym wrażeniem (nie do końca pozytywnym) czytając o obowiązujących w średniowieczu zasadach moralnych. Wiedziałem o kilku z nich juz od dawna, jednak dopiero ,,Katedra w Barcelonie'' poszerzyła mój światopogląd o tamtej epoce. Zilustruję to dwoma przykładami (nie są to spoilery).
1. Wiedziałem, że wola kobiety nie ma nic do tego podczas ceremonii zaślubin. Nie potrafiłem jednak pojąć tego, że gwałciciel unikał kary śmierci, jeśli zdecydował się na ślub z niewiastą, pod warunkiem, że jej rodzina nie miała żadnych przeciwwskazań.
2. Z jednej strony obraz chrześcijanina, który ma miłować wszystkich, z drugiej ogromna niechęć do Żydów, a z trzeciej brutalna inkwizycja, wzywająca do donoszenia na sąsiada.
Historię opisano przy użyciu ogromnej liczby środków stylistycznych. Mamy tu barwne opisy średniowiecznego miasta, brutalne realia relacji pana i chłopa pańszczyźnianego, czy chociażby fragmenty Biblii.
Autor zapewnia czytelnikowi szybką i dramatyczną huśtawkę uczuć. Książka zaczyna się niewinnie, od ceremonii zaślubin ojca głównego bohatera - Bernarda. Jednak już po kilku stronach czytamy o okrutnym panu i o ojcu Bernarda. Opisy chwytają za serce, budzą współczucie oraz wywołują nienawiść dla możnowładców. Sytuacje te pojawiaj się w powieści wielokrotnie i tylko zachęcają do dalszego czytania. Ogólnie, to książki nie da się nie skończyć. Mimo objętości, która dla mnie akurat nie jest problemem, nie możemy przestać, póki nie przeczytamy jeszcze tylko jednego rozdziału.
Mistrzowska kreacja bohaterów to tylko jeden z wielu plusów tej historii. Mamy ich tu naprawdę sporą ilość, jednak nie da się ich pomylić. Co ciekawe, każdy z nich jest niepowtarzalny. Nasi bracia są różnie jak ogień i lód, tak jak kobiety o których tu mowa. Nawet tym drugim nie chodzi tylko o zwrócenie na siebie uwagi Arnau, mimo, że nieszczęśliwej miłości mamy tu aż nadto. Jednej zależy na władzy, innej na potomku, a jeszcze inna potrzebuje przygody.
Warto również wspomnieć, że mamy tu opisany - bardzo dokładnie i czytelnie jednocześnie - przebieg dorastania Arnau od niemowlęcia, do zostania szanowanym obywatelem Barcelony. Poznajemy go jako noworodka i razem z nim odwiedzany ,,dom'' jego ,,matki'' - Madonny od Morza.
Ale książka to nie tylko opis życia Arnau. Nie mielibyśmy go gdyby nie jego ojciec, Bernard, który to zdecydował się zostawić życia (co prawda bogatego, ale tylko w teorii) chłopa pańszczyźnianego po to, by jego syn, porzucony przez matkę, stał się wolnym człowiekiem. Opisy tego zaangażowania i ojcowskiego oddania są potwornym wyciskaczem łez i wzbudzają ogromne współczucie dla bohaterów. Wspomniałem wyżej o porzuceniu Arnau przez matkę. Jednak nie było to porzucenie dziecka z własnej woli. Nie powiem jednak nic więcej, by nie psuć wam przyjemności z czytania tej wspaniałej książki.
Książka ma jednak jeden mały minusik, mianowicie mało w niej było samej katedry, a nie ukrywam, że to właśnie myśl ponownego przeczytania przebiegu budowy świątyni tak monumentalnej, jak ta w Kingsbidge skłoniła mnie do sięgnięcia po ,,Katedrę w Barcelonie''. Nie ukrywam jednak, że czuję niedosyt, który to spowodowany jest m.in. dwoma powodami.
Po pierwsze samej katedry jest tutaj jak na lekarstwo, bo zamiast niej mamy - co prawda tylko szczątkowe, ale jednak - opisy budowy wielkiej - w oczach mistrza budowniczego - świątyni pełnej światła, mającej zastąpić mały i stary nadbrzeżny kościółek.
Drugą denerwującą mnie sprawą był fakt, że opisy budowy skupiały się na przynoszeniu kamieni przez bastaixos u których zaczynał Arnau. Fakt, że mamy tu kilka bardziej szczegółowych opisów, jednak można policzyć je na palcach u rąk.
Jednak książka ta to nie tylko budowa świątyni, czy saga rodzinna. Historia ta opowiada o walce o lepsze życie, o rodzicielskim oddaniu i o prawdziwej miłości w świecie, gdzie liczy się - zdawałoby się - tylko Bóg i pieniądze.
Polecam tę książkę wszystkim tym, którym spodobały się ,,Filary Ziemi'' oraz tym którym przeszkadzała zbytnia szczegółowość opisów w ,,Filarach...'', czy też sama ich ilość. Obu tym grupom spodoba się Barcelońska katedra i postacie, których historie przewijają się obok niej. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że ,,Katedra w Barcelonie'' to takie średniowieczne ,,Małe życie''.
P.S. Nie czytajcie opisy z okładki, bo co prawda nie mówi on za wiele, jednak zdradza on sporo szczegółów, które lepiej odkryć samemu.
***************************
Książka: 700 str., okładka miękka (nowe wydanie w twardej), klejony grzbiet.
Tak dobra jak ,,Filary Ziemi''?
Po ,,Katedrę w Barcelonie'' chciałem sięgnąć od kiedy zobaczyłem to piękne wydanie w twardej okładce, które wyszło przy premierze kontynuacji tej monumentalnej powieści. Nowe wydanie jest jednak nie tylko piękne, ale również dość drogie, przez co odwlekałem w czasie jego zakup. Jak wiecie, jestem też wielkim fanem ,,Filarów Ziemi'' Kena Folletta. I właśnie tak doszło do tego, że pożyczyłem ,,Filary...'' za ,,Katedrę...'' Czy było warto? I ile katedry było w samej ,,Katedrze...''?
,,Katedra w Barcelonie'' to - licząca 700 stron - powieść opowiadająca historię dwóch pokoleń rodziny Estanyol: ojca i syna. Prócz bardzo bolesnego okresu dorastania młodego Arnau, mamy tu również kilkanaście wątków pobocznych jak np. historia jego dawnej miłości, adoptowanego brata, czy matki. Wszystko to przewija się w scenerii przepięknej Barcelony epoki średniowiecza. W tle mamy ukazane dwie ogromne budowy - katedrę Barcelońską oraz Kościół Santa Maria de la Mar - Kościół Matki Boskiej od Morza.
Książka ta jest genialną powieścią, jeśli chodzi o ukazanie średniowiecznych realiów. Nie wiem skąd autor zaczerpnął niektóre informacje, ale wszystko co tu napisano brzmi bardzo wiarygodnie, mimo, że czasem wręcz nieprawdopodobnie.
Byłem pod ogromnym wrażeniem (nie do końca pozytywnym) czytając o obowiązujących w średniowieczu zasadach moralnych. Wiedziałem o kilku z nich juz od dawna, jednak dopiero ,,Katedra w Barcelonie'' poszerzyła mój światopogląd o tamtej epoce. Zilustruję to dwoma przykładami (nie są to spoilery).
1. Wiedziałem, że wola kobiety nie ma nic do tego podczas ceremonii zaślubin. Nie potrafiłem jednak pojąć tego, że gwałciciel unikał kary śmierci, jeśli zdecydował się na ślub z niewiastą, pod warunkiem, że jej rodzina nie miała żadnych przeciwwskazań.
2. Z jednej strony obraz chrześcijanina, który ma miłować wszystkich, z drugiej ogromna niechęć do Żydów, a z trzeciej brutalna inkwizycja, wzywająca do donoszenia na sąsiada.
Historię opisano przy użyciu ogromnej liczby środków stylistycznych. Mamy tu barwne opisy średniowiecznego miasta, brutalne realia relacji pana i chłopa pańszczyźnianego, czy chociażby fragmenty Biblii.
Autor zapewnia czytelnikowi szybką i dramatyczną huśtawkę uczuć. Książka zaczyna się niewinnie, od ceremonii zaślubin ojca głównego bohatera - Bernarda. Jednak już po kilku stronach czytamy o okrutnym panu i o ojcu Bernarda. Opisy chwytają za serce, budzą współczucie oraz wywołują nienawiść dla możnowładców. Sytuacje te pojawiaj się w powieści wielokrotnie i tylko zachęcają do dalszego czytania. Ogólnie, to książki nie da się nie skończyć. Mimo objętości, która dla mnie akurat nie jest problemem, nie możemy przestać, póki nie przeczytamy jeszcze tylko jednego rozdziału.
Mistrzowska kreacja bohaterów to tylko jeden z wielu plusów tej historii. Mamy ich tu naprawdę sporą ilość, jednak nie da się ich pomylić. Co ciekawe, każdy z nich jest niepowtarzalny. Nasi bracia są różnie jak ogień i lód, tak jak kobiety o których tu mowa. Nawet tym drugim nie chodzi tylko o zwrócenie na siebie uwagi Arnau, mimo, że nieszczęśliwej miłości mamy tu aż nadto. Jednej zależy na władzy, innej na potomku, a jeszcze inna potrzebuje przygody.
Warto również wspomnieć, że mamy tu opisany - bardzo dokładnie i czytelnie jednocześnie - przebieg dorastania Arnau od niemowlęcia, do zostania szanowanym obywatelem Barcelony. Poznajemy go jako noworodka i razem z nim odwiedzany ,,dom'' jego ,,matki'' - Madonny od Morza.
Ale książka to nie tylko opis życia Arnau. Nie mielibyśmy go gdyby nie jego ojciec, Bernard, który to zdecydował się zostawić życia (co prawda bogatego, ale tylko w teorii) chłopa pańszczyźnianego po to, by jego syn, porzucony przez matkę, stał się wolnym człowiekiem. Opisy tego zaangażowania i ojcowskiego oddania są potwornym wyciskaczem łez i wzbudzają ogromne współczucie dla bohaterów. Wspomniałem wyżej o porzuceniu Arnau przez matkę. Jednak nie było to porzucenie dziecka z własnej woli. Nie powiem jednak nic więcej, by nie psuć wam przyjemności z czytania tej wspaniałej książki.
Książka ma jednak jeden mały minusik, mianowicie mało w niej było samej katedry, a nie ukrywam, że to właśnie myśl ponownego przeczytania przebiegu budowy świątyni tak monumentalnej, jak ta w Kingsbidge skłoniła mnie do sięgnięcia po ,,Katedrę w Barcelonie''. Nie ukrywam jednak, że czuję niedosyt, który to spowodowany jest m.in. dwoma powodami.
Po pierwsze samej katedry jest tutaj jak na lekarstwo, bo zamiast niej mamy - co prawda tylko szczątkowe, ale jednak - opisy budowy wielkiej - w oczach mistrza budowniczego - świątyni pełnej światła, mającej zastąpić mały i stary nadbrzeżny kościółek.
Drugą denerwującą mnie sprawą był fakt, że opisy budowy skupiały się na przynoszeniu kamieni przez bastaixos u których zaczynał Arnau. Fakt, że mamy tu kilka bardziej szczegółowych opisów, jednak można policzyć je na palcach u rąk.
Jednak książka ta to nie tylko budowa świątyni, czy saga rodzinna. Historia ta opowiada o walce o lepsze życie, o rodzicielskim oddaniu i o prawdziwej miłości w świecie, gdzie liczy się - zdawałoby się - tylko Bóg i pieniądze.
Polecam tę książkę wszystkim tym, którym spodobały się ,,Filary Ziemi'' oraz tym którym przeszkadzała zbytnia szczegółowość opisów w ,,Filarach...'', czy też sama ich ilość. Obu tym grupom spodoba się Barcelońska katedra i postacie, których historie przewijają się obok niej. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że ,,Katedra w Barcelonie'' to takie średniowieczne ,,Małe życie''.
P.S. Nie czytajcie opisy z okładki, bo co prawda nie mówi on za wiele, jednak zdradza on sporo szczegółów, które lepiej odkryć samemu.
***************************
Książka: 700 str., okładka miękka (nowe wydanie w twardej), klejony grzbiet.
Liczba stron mnie przeraża.:)
OdpowiedzUsuńNa mnie nie robi na mnie wrażenia. Im grubsza, tym lepsza
Usuń