Dziś recenzja tytułu, który zna - a przynajmniej widziało gdzieś okładkę - wielkie grono osób. Powieść, którą chwali prawie każdy czytelnik (prócz Gosi z Tuczytam). Czy i mnie urzekł tak głośni tytuł, jakim jest ,,Dwór Cierni i Róż''?
Wstrzymywałem się z sięgnięciem po książki Maas. Teraz, gdy w Polsce szum trochę opadł (zapewne tylko do premiery nowej części ,,Szklanego Tronu'') postanowiłem sięgnąć po pierwszy z Dworów. Opis, a już na pewno okładki spodobały mi się znacznie bardziej od tych z Tronu. Mam tu na myśli rzecz jasna tylko te brzydkie polskie i brytyjskie okładki, bo amerykańskie to cudo w twardych okładkach! Szczerze? Żałuję, że z przeczytaniem pierwszego Dworu czekałem aż do 2018...
Nigdy nie czytałem retelingów klasycznych baśni i do ,,Dworu Cierni i Róż'' (później może pojawiać się angielski skrót ACOTAR, pochodzący od pierwszych liter angielskiego tytułu) podchodziłem - wiedząc już, iż jest to właśnie reteling Pięknej i Bestii - dość sceptycznie. W zasadzie to nie wierzyłem, że to może się udać. Jak zakończyła się moja przygoda i jednocześnie pierwsze spotkanie ze stylem Sary J. Maas? Zapraszam do przeczytania tej recenzji.
Mur rozdziela dwie krainy - Fae oraz ludzi (do niedawna niewolników tych pierwszych). Feyra - dziewiętnastolatka, która po śmierci matki jest jedyną żywicielką rodziny - zabija podczas polowania fae pod postacią wilka. W konsekwencji czego musi na zawsze opuścić dom rodzinny i wynieść się za mur do rezydencji księcia Dworu Wiosny Tamlina. Co z tego wyniknie, kim jest zagadkowy książę Dworu Nocy i czego od niej chce?
Jeżeli przejadł wam się schemat, gdzie mamy wyspę podzieloną na królestwa, bądź dotąd uważaliście, że nie da się wymyślić czegoś oryginalnego na tym właśnie schemacie, to nie macie racji. Autorka udowodniła, że można zboczyć z utartej ścieżki, pozostając wiernym jej schematyczności.
Jeśli dane wam było obejrzeć jakąś recenzję, bądź porozmawiać z kimś, kto czytał Dwory, to bez wątpienia przywołane zostało imię Rhysanda. Powiem szczerze, że nie tylko nie rozumiem przesadnej ekscytacji tą postacią (znacznie bardziej polubiłem Luciena), to wręcz miejscami jego postępowania były dla mnie odrażające. Fakt, że postać wykreowana jest z niemałym rozmachem i jest bardzo unikatową, jednak uważam, że aż tak przesadne zachwyty są zwyczajnie zbędne, chociaż sam nie mogę się doczekać opisów tego, jak wygląda i co dzieje się na okraszonym nutką tajemniczości Dworze Nocy. Mimo, iż nie uważam ekscytacji Rhysandem za potrzebną, to Dwór Nocy ma w sobie to coś.
Główna bohaterka - Feyra to postać wykreowana niesamowicie. Przez blisko połowę książki irytowała mnie ona niemiłosiernie i miałem jej miejscami naprawdę dość, jednak potem wstrzymywałem oddech, czytając o jej zmaganiach z... Oj, powiedziałbym za dużo... (Wspomnę tutaj, że recenzja pozbawiona jest spoilerów i nie wykracza poza opis z okładki.) Wracając do Fayry, to uważam, że została wykreowana w sposób wspaniały. Podobnie zresztą przedstawiono Tamlina oraz Luciena, którego na początku lubiłem najbardziej. Wszystkie postacie wykreowane przez Sarę są niesamowicie ludzkie, mimo swej nieśmiertelności. Każda jest w jakiś sposób wyjątkowa, i każda przechodzi swego rodzaju przemianę, mimo maski, pod którą się ukrywa; i to nie tylko tej wewnętrznej.
Nie będzie to spoilerem, jeśli zdradzę, że między Feyrą a księciem zrodzi się uczucie. Jednak cały przebieg rozkochiwania w sobie Feryry jest niesamowicie wielowymiarowy, zważywszy na to, że nasza łowczyni nie darzy istot fae, a już najbardziej tych wysokiego rodu sympatią. Mówiąc wprost, gardzi nimi. Czy odnajdzie się w opływającym złotem domu Tamlina i przyzwyczai się do dworskich manier, kiedy jej rodzina gdzieś tam daleko przymiera głodem? Od nienawiści do miłości.
Notabene główna bohaterka jest narratorką całej powieści. Podejmując taką decyzję autorka wzięła na barki niesamowity ciężar, gdyż musiała dać upust swoim wizjom Prythianu, jednocześnie nie zniechęcając czytelnika do bohaterki, która co prawda z początku jest lekko irytująca, miejscami nawet bardzo, ale potem naprawdę nam jej szkoda i - przynajmniej w moim przypadku - kilka razy odkładałem książkę i brałem po chwili ponownie, bo nie mogłem przestać czytać, mimo, iż miejscami nie chciałem. Dowodzi to o wielowymiarowości Feyry i kunsztu autorki.
Mówiąc o fabule warto wspomnieć o inspiracji do napisania Acotaru, jaką była znana chyba wszystkim - przynajmniej za sprawą licznych ekranizacji - baśń o Pięknej i Bestii. Swoją drogą moja ulubiona to ta z 2014 roku w formie ponad 3 godzin mini-serialu z Alessandro Prezziosim.
Wracając jednak do wersji stworzonej przez Sarę, mogę śmiało powiedzieć, że ma ona bardzo mało wspólnego z pierwowzorem, i dobrze, że tak się stało, bo autorka popuściła wodzę wyobraźni do tego stopnia, że wykreowała niesamowicie nowatorki - na swój sposób - pełen detali i wykreowany z ogromnym rozmachem świat, który się zwyczajnie pokocha. Pokocha, i to do tego stopnia, że kraina zamieszkiwana przez ludzi wydaje się koszmarnie nudna i
Świat fae, to nieśmiertelne istoty, niesamowicie zdolne istoty, które żyją w zgodzie z naturą, aczkolwiek uwielbiają wystawne bankiety i przeogromne rezydencje. Nie brakuje tam też intryg i swego rodzaju gry o tron. Książęta rywalizujący o miejsce na szczycie, nieuczciwe posunięcia i intrygi dworskie oraz chęć obalenia założeń Traktatu. Na Kocioł, ile tego tam było...
Dodatkowo fabuła nie zwalnia tempa ani razu. Nawet przekopywanie grządek budzi podziw służby, który udziela się poniekąd czytelnikowi. Mimo, że często musimy przebrnąć - chociaż przebrnąć to nieodpowiednie słowo - przez 2 do czterech stron ciągłych opisów, to są one tak pasjonujące, że nawet nie zauważyłem, kiedy zaczynałem kolejny rozdział. Mam jednak niesamowitą chęć na więcej opisów stworzeń, które zamieszkiwały Prythian, gdyż z powodu pewnego - mówiąc delikatnie - incydentu opisy dworskich realiów i istoto zamieszkujących rezydencję księcia musiały zostać przerwane... Można wręcz powiedzieć, iż autorka po prostu wyrwała nas żywcem z idealnego z pozoru świata i wrzuciła - jak samą bohaterkę - w apogeum zdarzeń z konsekwencjami - podjętych przez Feyrę, ale nie tylko - decyzji na niewyobrażalną skalę.
Mam nadzieję, że udało mi się poruszyć każdy aspekt, który poruszyć w tej recenzji chciałem. Jeśli coś pominąłem, to zapewne usłyszycie o tym w recenzji ,,Dworu Mgieł i Furii'', który chcę przeczytać jak najszybciej, mimo, iż historia zamknięta została w zwyczajnym momencie. Mam jednak nadzieję, że potwierdzą się opinie innych mówiące, iż tom drugi jest znacznie lepszy.
Podsumowując, jeśli myślałeś/aś, że stare baśnie powinny stare pozostać, to nie jest to prawdą. Prawdą natomiast jest, że Sarah J. Maas wykreowała niesamowity świat, gdzie baśniowość i realia ludzkie mieszają się dając mieszankę prawdziwie wybuchową. Świata tego nie chce się opuszczać i bardzo żałuję, że już skończyłem czytać tom pierwszy, a na drugi muszę trochę poczekać. Achhhhhhhh nudna książko o empatii, to ty jesteś temu winna! Z całego serca polecam sięgnięcie po ,,Dwór Cierni i Róż'', gdyż jest to tchnięcie nie tyle powiewu, ile huraganu świeżości w znaną - mam nadzieję wszystkim - historię. KSIĄŻKA CUDO!
Wstrzymywałem się z sięgnięciem po książki Maas. Teraz, gdy w Polsce szum trochę opadł (zapewne tylko do premiery nowej części ,,Szklanego Tronu'') postanowiłem sięgnąć po pierwszy z Dworów. Opis, a już na pewno okładki spodobały mi się znacznie bardziej od tych z Tronu. Mam tu na myśli rzecz jasna tylko te brzydkie polskie i brytyjskie okładki, bo amerykańskie to cudo w twardych okładkach! Szczerze? Żałuję, że z przeczytaniem pierwszego Dworu czekałem aż do 2018...
Nigdy nie czytałem retelingów klasycznych baśni i do ,,Dworu Cierni i Róż'' (później może pojawiać się angielski skrót ACOTAR, pochodzący od pierwszych liter angielskiego tytułu) podchodziłem - wiedząc już, iż jest to właśnie reteling Pięknej i Bestii - dość sceptycznie. W zasadzie to nie wierzyłem, że to może się udać. Jak zakończyła się moja przygoda i jednocześnie pierwsze spotkanie ze stylem Sary J. Maas? Zapraszam do przeczytania tej recenzji.
Mur rozdziela dwie krainy - Fae oraz ludzi (do niedawna niewolników tych pierwszych). Feyra - dziewiętnastolatka, która po śmierci matki jest jedyną żywicielką rodziny - zabija podczas polowania fae pod postacią wilka. W konsekwencji czego musi na zawsze opuścić dom rodzinny i wynieść się za mur do rezydencji księcia Dworu Wiosny Tamlina. Co z tego wyniknie, kim jest zagadkowy książę Dworu Nocy i czego od niej chce?
Jeżeli przejadł wam się schemat, gdzie mamy wyspę podzieloną na królestwa, bądź dotąd uważaliście, że nie da się wymyślić czegoś oryginalnego na tym właśnie schemacie, to nie macie racji. Autorka udowodniła, że można zboczyć z utartej ścieżki, pozostając wiernym jej schematyczności.
Główna bohaterka - Feyra to postać wykreowana niesamowicie. Przez blisko połowę książki irytowała mnie ona niemiłosiernie i miałem jej miejscami naprawdę dość, jednak potem wstrzymywałem oddech, czytając o jej zmaganiach z... Oj, powiedziałbym za dużo... (Wspomnę tutaj, że recenzja pozbawiona jest spoilerów i nie wykracza poza opis z okładki.) Wracając do Fayry, to uważam, że została wykreowana w sposób wspaniały. Podobnie zresztą przedstawiono Tamlina oraz Luciena, którego na początku lubiłem najbardziej. Wszystkie postacie wykreowane przez Sarę są niesamowicie ludzkie, mimo swej nieśmiertelności. Każda jest w jakiś sposób wyjątkowa, i każda przechodzi swego rodzaju przemianę, mimo maski, pod którą się ukrywa; i to nie tylko tej wewnętrznej.
Nie będzie to spoilerem, jeśli zdradzę, że między Feyrą a księciem zrodzi się uczucie. Jednak cały przebieg rozkochiwania w sobie Feryry jest niesamowicie wielowymiarowy, zważywszy na to, że nasza łowczyni nie darzy istot fae, a już najbardziej tych wysokiego rodu sympatią. Mówiąc wprost, gardzi nimi. Czy odnajdzie się w opływającym złotem domu Tamlina i przyzwyczai się do dworskich manier, kiedy jej rodzina gdzieś tam daleko przymiera głodem? Od nienawiści do miłości.
Notabene główna bohaterka jest narratorką całej powieści. Podejmując taką decyzję autorka wzięła na barki niesamowity ciężar, gdyż musiała dać upust swoim wizjom Prythianu, jednocześnie nie zniechęcając czytelnika do bohaterki, która co prawda z początku jest lekko irytująca, miejscami nawet bardzo, ale potem naprawdę nam jej szkoda i - przynajmniej w moim przypadku - kilka razy odkładałem książkę i brałem po chwili ponownie, bo nie mogłem przestać czytać, mimo, iż miejscami nie chciałem. Dowodzi to o wielowymiarowości Feyry i kunsztu autorki.
Mówiąc o fabule warto wspomnieć o inspiracji do napisania Acotaru, jaką była znana chyba wszystkim - przynajmniej za sprawą licznych ekranizacji - baśń o Pięknej i Bestii. Swoją drogą moja ulubiona to ta z 2014 roku w formie ponad 3 godzin mini-serialu z Alessandro Prezziosim.
Wracając jednak do wersji stworzonej przez Sarę, mogę śmiało powiedzieć, że ma ona bardzo mało wspólnego z pierwowzorem, i dobrze, że tak się stało, bo autorka popuściła wodzę wyobraźni do tego stopnia, że wykreowała niesamowicie nowatorki - na swój sposób - pełen detali i wykreowany z ogromnym rozmachem świat, który się zwyczajnie pokocha. Pokocha, i to do tego stopnia, że kraina zamieszkiwana przez ludzi wydaje się koszmarnie nudna i
jednowymiarowa.
Świat fae, to nieśmiertelne istoty, niesamowicie zdolne istoty, które żyją w zgodzie z naturą, aczkolwiek uwielbiają wystawne bankiety i przeogromne rezydencje. Nie brakuje tam też intryg i swego rodzaju gry o tron. Książęta rywalizujący o miejsce na szczycie, nieuczciwe posunięcia i intrygi dworskie oraz chęć obalenia założeń Traktatu. Na Kocioł, ile tego tam było...
Dodatkowo fabuła nie zwalnia tempa ani razu. Nawet przekopywanie grządek budzi podziw służby, który udziela się poniekąd czytelnikowi. Mimo, że często musimy przebrnąć - chociaż przebrnąć to nieodpowiednie słowo - przez 2 do czterech stron ciągłych opisów, to są one tak pasjonujące, że nawet nie zauważyłem, kiedy zaczynałem kolejny rozdział. Mam jednak niesamowitą chęć na więcej opisów stworzeń, które zamieszkiwały Prythian, gdyż z powodu pewnego - mówiąc delikatnie - incydentu opisy dworskich realiów i istoto zamieszkujących rezydencję księcia musiały zostać przerwane... Można wręcz powiedzieć, iż autorka po prostu wyrwała nas żywcem z idealnego z pozoru świata i wrzuciła - jak samą bohaterkę - w apogeum zdarzeń z konsekwencjami - podjętych przez Feyrę, ale nie tylko - decyzji na niewyobrażalną skalę.
Mam nadzieję, że udało mi się poruszyć każdy aspekt, który poruszyć w tej recenzji chciałem. Jeśli coś pominąłem, to zapewne usłyszycie o tym w recenzji ,,Dworu Mgieł i Furii'', który chcę przeczytać jak najszybciej, mimo, iż historia zamknięta została w zwyczajnym momencie. Mam jednak nadzieję, że potwierdzą się opinie innych mówiące, iż tom drugi jest znacznie lepszy.
Podsumowując, jeśli myślałeś/aś, że stare baśnie powinny stare pozostać, to nie jest to prawdą. Prawdą natomiast jest, że Sarah J. Maas wykreowała niesamowity świat, gdzie baśniowość i realia ludzkie mieszają się dając mieszankę prawdziwie wybuchową. Świata tego nie chce się opuszczać i bardzo żałuję, że już skończyłem czytać tom pierwszy, a na drugi muszę trochę poczekać. Achhhhhhhh nudna książko o empatii, to ty jesteś temu winna! Z całego serca polecam sięgnięcie po ,,Dwór Cierni i Róż'', gdyż jest to tchnięcie nie tyle powiewu, ile huraganu świeżości w znaną - mam nadzieję wszystkim - historię. KSIĄŻKA CUDO!
Moze nie zschwyciles sie Panem Dworu Nocy, bo pierwsza czesc jest zylupelnie inna niz druga. Spróbuj bo jest jeszcze lepsza od tomu 1 :-)
OdpowiedzUsuńNie mój gatunek.
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się co do tego, że szum opadł . Nadal przynajmniej raz dziennie natykam się na recenzję którejś z książek autorki, więc widzę, że ludzie nadal czytają a wydawnictwa nadal dają do recenzji. Nie jest to mój gatunek już od kilku lat, nie zachęca mnie nawet okładka, ale wiem, że seria me swoich zagorzałych fanów. Może poleciłabym młodszej siostrze (lub bratu) gdybym miała :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Super, że ta książka tak bardzo Ci się spodobała, bo też mam w planach najbliższych sięgnąć po tę serię. :) Polecam też cykl " Szklany tron" tej autorki, myślę, że też Ci się spodoba. :)
OdpowiedzUsuń