Opowiem dziś o
naprawdę niesamowitym komiksie, który skończyłem czytać kilka
dni temu. Przepraszam też za bardzo małą aktywność na blogu w
poprzednim miesiącu, niemniej zwyczajnie nie miałem o czym pisać,
bo zaczynałem kilka książek, ale ze skończeniem ich było już
gorzej, stąd też ten zastój. Niemniej pisana dziś recenzja nie
jest nawet jedyną, która ukaże się w tym tygodniu, więc można
rzec, że jest lepiej.
Najlepsza powieść graficzna, jaką czytałem w ostatnich latach – tak brzmi rekomendacja Neila Gaimana, którego ,,Amerykańskich Bogów’’ wręcz ubóstwiam. Mimo wszystko do takowych rekomendacji podchodzę z dystansem. Robię tak, ponieważ w ilości książek z ‘polecajką’ George’a R.R. Martina można się zanurzyć i utopić. Wydawcy prawdopodobnie uważali podobnie, bo rekomendacja znajduje się właśnie na tylnej stronie okładki. Tym samy genialnie wyglądający front nie został zepsuty jakimś zdaniem typu >> ,,Niesamowite’’ - The Times <<, które często psują kunsztownie wykonaną grafikę na przodzie.
Starczy już tego zachwycania się okładką i samym wydaniem, któremu niczego zarzucić nie można. Nawet grzbiet został utrzymany bardzo klimatycznie, jednak naprawdę wystarczy już opisywania okładki.
Ogromnym zdziwieniem było to, że niby czytałem komiks, ale czułem się jakbym rzeczywiście czytał, a nie oglądał obrazki. Nie chcę wywoływać tutaj teorii (z którą się zresztą kompletnie nie zgadzam), która mówi, iż komik nie jest książką. Chciałem tu jednak zaznaczyć, że czytając ,,Konana Barbarzyńcę’’ oraz ,,Wiedźmina’’ w wersji komiksowej czułem jakąś dziwną pustkę. Nie mogłem zrozumieć zachować tych postaci oraz samych historii, które wydawały mi się niesłychanie płytkie i pozbawione miejscami sensu. Zwłaszcza kiego nadchodziło zakończenie. W ,,Stwórcy’’ natomiast jest NAPRAWDĘ inaczej. Może odpowiedzialną za to jest długość komiksu, gdyż ma on blisko 500 stron, w konsekwencji czego fabuła jest naprawdę rozbudowana. Powiedzieć można, że przecież wydanie zebrane komiksów o Geraldzie też cienkim zeszytem nie jest, niemniej jest to właśnie wydanie zebrane, więc mamy tam kilka historii, a nie jedną, ciągle tę samą.
Stali (i wytrwali) czytelnicy bloga wiedzą, że nie czytałem wiele komiksów i w zasadzie dopiero odkrywam ten gatunek, niemniej wspomniałem już, że uważam, iż powieść, komiks i dramat – wszystko to są książki. Musiałem to zaznaczyć chcąc powiedzieć o nieszablonowości ,,Stwórcy’’. W tym miejscu dobrze byłoby bezspoilerowo streścić fabułę. Otóż głównym bohaterem ,,Stwórcy’’ David Smith, ale nie ten sławny rzeźbiarz, tylko ten drugi, młody, ale już po spektakularnym upadku. Brak gotówki, brak rzeźb, groźba eksmisji – to sprawia, że David decyduje się podpisać pakt ze Śmiercią, który daje mu możliwość wykreowania czegokolwiek gołymi rękoma. Niestety tylko przez 200 dni. Potem zginie. Po drodze napotyka na wiele zaskakujących momentów i innych komplikacji, które sprawiają, że sama historia kilkanaście razy przechodzi z realnej w nieprawdopodobną, i odwrotnie.
Śmierci nie da się oszukać. Dodatkowo dusza artysty sprawia, że nasz bohater nawet nie zastanawia się nad inną, może nawet bardziej kuszącą propozycją. David zaczyna rzeźbić, jednak wizja końca nigdy nie była tak bliska, dopóty, dopóki nie poznał Meg…
Od razu mówię, że próba przeczytania komiksu w jeden dzień będzie złą, bowiem warto poświęcić mu więcej czasu. Sam czytałem go 4 dni. Bardzo się z tego cieszę, gdyż miałem czas na przeanalizowanie tego o czym już czytałem. Zaczynając zaś czytanie kolejnego dnia, wracałem i jeszcze raz czytałem kilka poprzednich stron, aby ponownie wkręcić się w akcję. Myślę, że inaczej również mógłbym nie w pełni pojąć fenomen tej powieści graficznej.
Omawiając fabułę i postaci mogę przejść do tego, jak została ona przedstawiona. Mamy tutaj z pozoru zwyczajną kreskę, czasem postaci robią lekko większe oczy, jednak z mangami nie ma to nic wspólnego. Mamy tu natomiast genialną grę światłocieniem, który zawsze idealnie buduje klimat. Jak widać, czarno-biały komiks może być lepiej narysowany od niejednego kolorowego brata. Sceny w kanałach oraz genialne ukazywanie nastroju za pomocą np. deszczu sprawiają, że komiks ten niczym nie różni się od dokładnych opisów powieściopisarzy. Sama okładka ukazuje już z jaką dokładnością autor stara się przekazać czytelnikom o czym jest historia Davida. Jest ona też narysowana z niesamowitą drobiazgowością. Zwykle na stronie w komiksie znajduje się od 3 do 5-6 kadrów. Tutaj miejscami jest ich nawet 30, albo i więcej. Wszystkie jednak są potrzebne, a ich dokładne przeanalizowanie zdecydowanie poszerza nasze pole pojmowania tej opowieści. Można stwierdzić, że autor o niczym nie zapomniał.
Zakończenie – o nim muszę trochę powiedzieć. Oczywiście nie będzie w nim spoilerów. Pozorny happy end szybko przeistacza się w przykrą rzeczywistość i czytelnik nie może z nią nic zrobić – to było w zakończeniu najgorsze. Niby gdzieś tam dawano nam nadzieję, ale… no właśnie, ale wyszło jak zawsze. Jeśli miałbym porównać te zakończenie z innym, to chyba najprędzej z tym z ,,Małego Życia’’. Wiem, że często odwołuję się to tego tytułu, ale jest to naprawdę osobliwa powieść. Notabene obydwie dzieją się w Nowym Jorku, stąd te porównanie może być słuszne.
Skoro już o porównaniu z ,,Małym Życiem’’ mowa, nie sposób pominąć to, jakie realia ukazuje ,,Stwórca’’. Niesprawiedliwość i zawód – właśnie te dwie domeny najczęściej przewijają się przez kolejne kartki recenzowanego właśnie komiksu. Tej historii zdecydowanie nie czyta się dla relaksu. Wymaga wielu przemyśleń i niebywałej uwagi podczas czytanie. Co ciekawe, mimo wszystko znalazło się w niej też miejsce na kilka żartów i innych zabawnych anegdot. Dowodzi to tylko o wielowymiarowości wykreowanych przez Scotta McClouda postaci.
Tym, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej jest posłowie, które ukazuje poniekąd dlaczego ten komiks był tak smutny i nostalgiczny. To, co przeszła rodzina autora nie jest ani trochę zabawne czy nawet normalne. Wszystko to daje możliwość do przeprowadzenia interesującej kolaudacji wśród czytelników.
I właśnie to sprawia, że Neil Gaiman miał rację. To naprawdę najlepszy komiks jaki czytałem. I póki co najlepsza książka 2018 r.
Cieszę się, że aż tak bardzo Ci się podobało ,jednak komiks to nie moja bajka. 😊
OdpowiedzUsuńmyślę, że ten Cię do nich przekona :)
UsuńUwielbiam komiksy, ale nadal na półce książki wołają o przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
rozchelstanaowca.blogspot.com