Na wstępie
chciałbym zaznaczyć, że do tej recenzji przygotowywałem się
ponad rok. Oczywiście żartuję, po prostu pierwszą część
,,Nawałnicy mieczy’’ zacząłem czytać w ubiegłym roku, ale
przerwałem gdzieś w okolicach 200. strony. W grudniu roku ubiegłego
skończyłem ją czytać, natomiast ,,Krew i złoto’’, czyli
drugą część, przeczytałem ok. miesiąc temu, kiedy to skończyłem
powtórki ,,Gry o tron’’ przed premierą ósmego sezonu.
W dalszej części
będzie trochę o różnicach między sezonami, mogą się pojawić
drobne spoilery, niemniej będą one tylko powieleniem tych, które
pojawiły się w serialu. Chcąc napisać cokolwiek o fabule muszę
wspomnieć, że pierwsze rozdziały ,,Stali i śniegu’’
rozgrywają się równolegle do akcji ,,Starcia królów’’, tak
więc akcja początkowa wrzuca nas w – można odnieść wrażenie –
środek wydarzeń. Jest to fajny zabieg, dzięki czemu czytając
,,Stal i śnieg’’ od razu po ,,Starciu królów’’ nie
otrzymujemy czegoś, za co bardzo nie lubię ,,Ściany burz’’
Kena Liu – czyli opowiadania o tym, co działo się w poprzednim
tomie.
Propos fabuły mogę
powiedzieć co najwyżej tyle, ile mówią tytuły obu tomów. STAL –
będzie walka, i to nie jedna. Poza tym, nie wszystkie wojny wygrywa
się mieczami – pióro i kałamarz są równie dobre – a stalowe
były też kielichy, albowiem trucizna też jest dobra. ŚNIEG – bo
winter is coming, Inni są za
murem, ale przy nim zbierają się dzicy, którzy stanowią prawdziwe
zagrożenie. KREW – Krwawe Gody, czerwień krwi i więcej krwi.
Cytując Littlefingera, za
ZŁOTO kupisz milczenie na chwilę, a za metal na zawsze; poza tym
Lannister zawsze spłaca swoje długi.
Ogólnie
to tyle jeśli chodzi o fabułę, nie chcę spoilerować więcej,
gdyż ,,Nawałnica mieczy’’ to – jak dotąd – najlepsza część
sagi. Dzieje się w niej wiele, bardzo wiele. Nie ma miejsca na nudne
opisy przyrody czy inne bezwartościowe fragmenty mające jedynie
przedłużyć akcję. Nie pamiętam jak było w przypadku ,,Starcia
królów’’, aczkolwiek nie wspominam tamtej części źle. Co do
,,Nawałnicy mieczy’’ to naprawdę trudno powiedzieć o tych
dwóch częściach coś złego. Każdego z bohaterów jest tyle, że
nie można narzekać na brak jakiejś postaci. Pamiętam, że w
poprzedniej części było mało Daenerys, tutaj natomiast pojawia
się wystarczająco często, aby nie odczuć jej nieobecności.
W
tych książkach jest też bardzo dużo wątków, które pominięto w
serialu. Fani Catelyn – o ile takowi w ogóle są – nie będą
narzekać, gdyż z jej postacią związane jest zdecydowanie
największe zaskoczenie, jeśli chodzi o wątki. Mamy też kilka
scen przybliżających Dorn, czyli osobiście moją ulubioną krainę
Westeros.
.Nawałnica
mieczy’’ to również najgrubsza część sagi (oczywiście
spośród tych, które się ukazały). W Polsce rozbito ją na dwa
tomy – wyjątkowo w tym przypadku ma to sens, albowiem oba tomy
mają w sumie ok. 1400 stron. Tyle że nie pojmuję, dlaczego na dwa
tomy rozbito też ,,Ucztę dla wron’’, które w sumie miałyby
tyle stron, ile ,,Starcie królów’’, więc spokojnie można by
wydać je w jednej książce. Można by, ale po co, skoro można też
sprzedać 1 książkę w cenie dwóch.
Ale
nie jest to recenzja ,,Uczty dla wron’’, a ,,Nawałnicy mieczy’’,
czyli bardzo dobrej części sagi, która rozkręca się naprawdę
szybko, biorąc pod uwagę objętości kolejnych tomów. Wiem, że
większość obejrzała już serial – ja również zaliczam się do
tych osób – stąd też trudno mi udawać, że coś mnie
zaskoczyło. Niemniej historia książkowa jest znacznie ciekawsza.
Dzieje się więcej i mamy więcej zaskakujących momentów, które
naprawdę zachęcają do sięgnięcia po kolejną część. Są
wojny, pojedynki i bardzo nieuczciwe zagrania, bo to właśnie ta
seria, która nie ma klasycznego happy endu i w której lepiej nie
przywiązywać się do jakichkolwiek bohaterów, każdy bowiem może
zginąć w zupełnie nieoczekiwanych momentach – tak dzieje się
także w tej części.
Sam
opis Krwawych Godów oraz pojedynku toczonego w imieniu Tyriona
opisano znacznie barwniej i w dużo lepszy sposób. Mamy też więcej
dzikich i postać Ygritte, którą wykreowano znacznie lepiej niż tę
serialową. Jednak moją ulubioną postacią pozostaje Jaime, który
póki co dożył do ósmego sezonu, i jego podróż
z Bienne jest z pewnością najzabawniejszym wątkiem w tej książce.
Nawet Tyrion zdaje się jakby celowo być mniej zabawnym na
rzecz przemiany w
prawdziwie inteligentnego
doradcę, którym zresztą
się stanie w dalszych częściach. Swoją drogą mamy tutaj mniej
Brana niż w serialu. Uważam, że to dobry zabieg, gdyż finał 4
sezonu serialu zawiera coś, co będzie w ,,Uczcie dla wron’’, a
bez czego sezon serialu jest naprawdę nudny – oby książka była
lepsza.
Pozostaje
pytanie – która z ,,Nawałnic...’’ jest lepsza. Myślę, że
druga. Chociaż to część ze zdecydowanie najbrzydszą okładką,
to zawierająca się w niej treść jest najlepszą z
dotychczasowych. Skądinąd mam wrażenie, że grafik nie do końca
wiedział, co ma umieścić na okładkach. O ile wszystkie inne
okładki komponują się bardzo ładnie, o tyle druga część
,,Nawałnicy...’’ ma okładkę niezwykle szpetną. Nie można
powiedzieć tego o ,,Stali i śniegu’’, której okładka jest
świetna, jednak w części drugiej mamy bardzo szpetne tło i
trójoką wronę, której skrzydła są ucięte i już lepiej, gdyby
jedno wychodziło na grzbiet. Niemniej tym samym widać, że nie
należy oceniać książki po okładce, bo można było w ten sposób
stracić okazję poznania tak genialnej części historii.
Komentarze
Prześlij komentarz