Przejdź do głównej zawartości

Najbardziej szkoda mi bizonów: ,,Na południe od Brazos''

Dziś recenzja książki, o której słyszałem już od kilku miesięcy i nie ukrywam, że bardzo chciałem ją przeczytać. Przerażała mnie jednak jej objętość; liczy ona sobie bowiem ok. 850 str. Niemniej przeczytanie jej zajęło mi raptem 8 dni, co uważam za bardzo dobry wynik.

Mowa oczywiście o ,,Na południe od Brazos’’, czyli bezdyskusyjnie powieści totalnej (co zresztą dobitnie uargumentowano w posłowiu. Jednocześnie książkę tę czyta się bardzo przyjemnie, i nie brakuje jej zabawnych momentów. W dużym skrócie to po prostu opowieść o spędzie bydła. Jednak skompresować jej treść do takiego jednego zdania, to jak powiedzieć, że Harry Potter jest historią czarodzieja. Koniec. Co ciekawe, nawet autor posłowia, czyli Michał Stanek, pisze, iż ,,Nie da się ukryć, że każda próba streszczenia tej powieści, bądź jej poszczególnych elementów składowych, nieuchronnie grzęźnie w banałach w rodzaju: To western o spędzie bydła i dwóch starych kowbojach, Szeryf ściga bandytę, Prostytutka o złotym sercu marzy o lepszym życiu w San Francisco itd.’’ Po prostu tej historii nie uda się streścić. Jest zbyt rozbudowana i wielowątkowa.

Recenzje zatytułowałem ,,Najbardziej szkoda mi bizonów’’. Jest to poniekąd aluzja to drugiego wymiaru, jakiego dotyka ta książka. Niewątpliwie opowiada ona o przemijaniu. To historia ostatniego wielkiego spędu bydła. To podróż do Montany, która nie jest lepszym światem, ale po prostu jeszcze nie dotarł tam biały człowiek. Ponadto sama podróż jest przepełniona nostalgią i przykrym obowiązkiem utrzymania sprawiedliwości. Dwaj główni bohaterowie są bowiem dawnymi strażnikami granicy Teksasu z Meksykiem. Tak też spada na nich brzemię wykonania jedynego w całej powieści aktu sprawiedliwości. Nie daje on żadnego poczucia sprawiedliwości. Budzi za to jedynie poczucie żalu i – co zaskakujące – niesprawiedliwości.

Co ciekawe, bohaterzy drugoplanowi często nie ustępują miejsca bohaterom głównym. Taki np. Newt mógłby spokojnie stać się postacią pierwszoplanową. Jest to też bezsprzecznie postać tragiczna. Nikt nie chce opowiedzieć mu o jego przeszłości, a co najgorsze żyje bardzo blisko domniemywanego ojca, który ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza tej informacji. Przez to Newt żyje w ciągłym poczuciu niewiedzy. Jest nastolatkiem, i przede wszystkim stara się zaimponować kapitanowi Callowi, który uważany jest za dowódcę od pracy, jego wspólnik – przesiadujący całymi dniami na werandzie i pijący whisky Augustus – zaś jest tym od myślenia. W końcu studiował przez ok. rok i jest z tego bardzo dumny.

Niepotrzebnie kazałeś mu iść spać – powiedział Augustus po chwili. - Ostatecznie chłopak m szansę zdobyć wykształcenie tylko wtedy, jeśli będzie słuchał tego, co ja mówię.

Ogółem jest to powieść drogi w pełnym tego słowa znaczeniu. Mamy tu wielką podróż (bardzo przydatna okazała się mapka na końcu) spod granicy teksańsku-meksykańskiej aż po praktycznie granicę z Kanadą. Jednocześnie rozgrywa się też wątek July Johnsona, cóż za typowo kowbojski imię, który ściga przyjaciela naszych bohaterów. Ich szlaki się pośrednio przecinają, jednak pościg dobiega końca. W pewnym momencie przerywa go sam szeryf, gdyż za ważniejszy cel obiera sobie odnalezienie żony, która uciekła od razu po wyjeździe July’ego i jego pasierba, czyli jej syna. Ich spotkanie było jedną z najdziwniejszych scen, z jaką miałem do czynienia w literaturze.

Zestawiam tę powieść z ,,Koleją podziemną’’, aczkolwiek ta działa się kiedy jeszcze niewolnictwo było codziennością. W ,,Na południe od Brazos’’ mamy już czasy bardziej współczesne, jednak jedynym środkiem lokomocji pozostają konie i kolej żelazna. Tym samym dzieło Larry’ego McMurtry’ego stało się zapisem Dzikiego Zachodu, gdzie żyją jeszcze hodowcy krów – nie bogaci teksańscy przedsiębiorcy.

Bohaterowie główni, czyli Call i Gus są przeciwnościami jak ogień i woda. Pierwszy – stateczny, myślący pragmatycznie i sumienny, drugi – marzyciel, wizjoner, leń z nietuzinkowym poczuciem humoru: 
 
Ja swoim błędom patrzę w twarz codziennie, więc niewiele bardziej mnie bolą niż golenie na sucho.

I weź tu czytelniku nie polub Augustusa. Jego postać promieniuje nieustannym optymizmem i bardzo ciekawie rozwija się na oczach czytelnika. Nie jest to dojrzewanie jak w przypadku Newta, ale bardziej ujawnianie przed czytelnikiem pewnych fragmentów przeszłości, które dopełniają obraz Gusa.

W książce nie brak też wartościowych mądrości:

Nie mówię o umieraniu, tylko o życiu. Nieważne, gdzie człowiek umiera. Ważne, gdzie żyje.

Jest tak, albowiem książka ta jest też obrazem tego, czym dla osadników była Ameryka. Jawiła się jako nowy, przede wszystkim lepszy świat. To tutaj mieszały się kultury. W tym też miejscu cywilizacja europejska zaczynała życie od zera. Szkoda, że nikt nie żałował Indian. Znajduje się nawet o tym fragment. Oczywiście do konkluzji tej doszedł nie kto inny jak Gus, ale parafrazując jego słowa (nie mogę znaleźć akurat tego fragmentu): wybicie Indian było złe; odebrało tamtej ziemi rozrywkę. Jednocześnie zniszczyło jej korzenie.

Jeszcze jedno jest w tej książce niesamowicie piękne – scena śmierci. Nie powiem czyjej, ani w jakich okolicznościach, niemniej nie spodziewałem się jej. W dodatku odbywała się w radosnej atmosferze i była tym samym jeszcze bardziej dobijająca. Powiem tylko, że przez nią podróż rozpoczęła się od nowa.

Zakończenie pozostawiło mnie z ogromnym kacem książkowym. Dowiedziałem się jednak, że istnieje kontynuacja tej książki, aczkolwiek: 1. nie ma jej w języku polskim; 2. napisano ją osiem lat później niż ,,Na południe od Brazos’’. Tym samym jestem doń sceptycznie nastawiony i chyba po nią nie sięgnę. Mimo że chciałbym poznać dalsze losy pewnych postaci, obawiam się bardzo tego, jak autor pociągnął niektóre wątki i chyba wolałbym ich nie poznać. Zwłaszcza, że w posłowiu napisano, iż jest to jedna z kontynuacji, w pisaniu których autor rozsmakował się po czasie. Ośmielę się stwierdzić, że powstała ona wręcz poniewczasie.

W tym miejscu chciałbym zakończyć swoją recenzję, jednak nadal towarzyszy mi poczucie tego, że mogłem przeoczyć jakiś bardzo istotny fragment, do którego powinienem był się odnieść. Jednocześnie mam nadzieję, że udało mi się namówić kogokolwiek na przeczytanie tej opasłej, ale wartej poświęcenia nań czasu, powieści o dwóch starych kowbojach.

Recenzja nie jest sponsorowana przez wydawnictwo, niemniej chciałbym polecić ich księgarnię, gdyż to właśnie tam dostępna jest recenzowana przeze mnie książka w najlepszej cenie. Jest po prostu tak dobra, że w pakiecie ze ,,Stwórcą'' będą idealnymi prezentami na święta.

Komentarze

  1. książka o pokaźnych gabarytach, ale temat mnie interesuje, więc będę miała tę książkę na uwadze. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. To może być bardzo dobra książka. Lubię takie powieści. Tytuł na pewno zapiszę. Dziękuje!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Inne ciekawe artykuły

100 NAJŁADNIEJSZYCH OKŁADEK (EDYCJA 2017)!

Mamy Nowy Rok, a jak wiadomo, jaki nowy rok, taki cały rok. Czy książkoholik może zacząć go lepiej, niż od przepięknych okładek? W każdym razie ja nie, dlatego przygotowałem listę 100 NAJŁADNIEJSZYCH OKŁADEK z (nie tylko) 2017 . Nie tylko, bo chyba 9 tytułów pochodzi z poprzednich dwóch lat, ale są tak piękne, że nie mogło ich tu zabraknąć :-) Nie miałem pomysłu na żaden sensowny podział, bo każda z tych okładek podoba mi się tak, że musiałbym robić często ex aequo, więc wyszłoby albo mniej, albo więcej niż 100 pozycji. Dlatego jedyny podział to: okładka miękka; okładka twarda + zintegrowana oraz kilka pozycji po angielsku. (jeśli książkę wydano i w miękkiej, i w twardej okładce, to pokazana zostaje w twardych; wiadomo, #teamtwardaokladka zobowiązuje) Występuje tu kilka serii, gdzie np. jeden tom wydano w 2016, a drugi w 2017 oraz gdzie kilka niezwiązanych ze sobą książek wydano w jednakowej szacie graficznej (np. Gaiman od Maga). Nie sugerowałem się też tym, czy dana ksi...

Gra o Tron. Edycja Ilustrowana

Dziś pokażę wam kupioną w salonie BookBook'a Ilustrowaną Edycję '' Gry o Tron''  George'a R. R. Martina Książka: 1000 str., okładka twarda, szyty grzbiet ******************************************************** Gra o Tron  – kto jej nie zna? Odpowiedź jeszcze 3 tygodnie temu byłaby prosta – ja, ale już nie jest. Tom inaugurujący sagę ,,Pieśń Lodu i Ognia'' w Edycji Ilustrowanej przeczytałem w około 18 dni (nie pamiętam dokładnie). Cóż mogę rzecz o czymś, co zna już (chyba) każdy na świecie? Bomba. Po prostu Bomba przez duże ,,B''. Zanim bardziej szczegółowa recenzja, to najpierw krótki opis fabuły. Siedem królestw ma swoich Lordów. Pieczę nad nimi sprawuje Król Siedmiu Królestw – Robert. Na północy spokojny żywot wiedzie ród Starków. Na ich terenie znajduje się też Mur – jedyna bariera przed Innymi z północy.  Południem zaś rządzi ród Baratheonów... ale tylko z pozoru. Tak naprawdę władzę sprawuje żona króla – Cersei z rodu Lannist...

Fistaszki Zebrane 1977-1978

Od razu zaznaczam, iż nie planuję recenzować każdego przeczytanego tomu ,,Fistaszków Zebranych'', gdyż prócz niewielkiej - jeśli patrzymy tom po tomie - ewolucji kreski, książki nie różnią się od siebie aż tak bardzo. Wspomnę też, że jeżeli szukacie recenzowanego przeze mnie tomu, to spokojnie dostaniecie go w księgarni Gandalf, skąd sam zakupiłem swój egzemplarz. Przejdźmy jednak do samej recenzji. Nikomu nie trzeba chyba przedstawiać Fistaszków , a tym, którym akurat ta nazwa jest obca, na pewno obiło się o uszy imię psa Snoopy'ego (tak, to ten biały z czarnymi uszami). W ogóle nie wiedziałem nawet, że jest on beagle'em, a to spryciarz. Nie ma co twierdzić inaczej, Fistaszki to ładny kawałek historii. Polskie wydawnictwa wahały się rozpocząć tak długi, i rozłożony w latach projekt, jakim jest przygotowanie polskiego wydania ,,Fistaszków Zebranych''. Na szczęście Nasz Księgarnia podniosła rękawice, i tak oto mamy możliwość przeczytać Fistaszki w nas...